vitello vitello
661
BLOG

Czy Polsce potrzebne są OZE?

vitello vitello Gospodarka Obserwuj notkę 58

Zbawieniem dla polskiej energetyki miały być odnawialne źródła energii, z jednej strony będące orężem postępowej dekarbonizacji, z drugiej zaś panaceum na sypiące się i mocno podstarzałe konwencjonalne bloki energetyczne. O tym. że odnawialne źródła nie mogą być ani jednym, ani drugim przezornie milczano, bo jest to pogląd wsteczny i nie pasuje do idealistycznego obrazka świata czystej energii.

Spośród wszystkich OZE jedną z najbardziej hołubionych technologii jest fotowoltaika. Miraż darmowej energii musi uwodzić, bo przecież wystarczy panel słoneczny, układ elektryczny z inwerterem, akumulator i już zaczyna się sielanka. Słońce świeci, prąd płynie, licznik zużycia energii z sieci stoi, jak wryty, a oszczędności rosną jak na drożdżach. W tak miłej atmosferze nie warto pytać o ilość energii zużytej do produkcji paneli i innych urządzeń, ani jaka ilość energii będzie potrzebna na ich utylizację. Nie należy też pytać o okresowy koszt wymiany akumulatorów. Po co?

Idąc z postępem dotychczasowy rząd wspierał ten sielankowy obrazek szczodrze łożąc na dopłaty i świadectwa, konferencje i sympozja, akcje promocyjne, nie mówiąc już o grantach, instytutach, agencjach, organizacjach oraz perle w koronie, czyli ustawie o OZE pisanej mozolnie przez lat kilka. Przy takim nakładzie sił i środków (i koniecznej determinacji) fotowoltaika była skazana na sukces. Tymczasem po pięciu latach burzliwego rozwoju odnotowano 51 MW mocy zainstalowanej w elektrowniach PV. Te 51 MW, przeliczone na moc źródeł konwencjonalnych, czyni 7 MW. To nie jest żart, to rzeczywistość.

W podanej wyżej wielkości mocy zainstalowanej nie są uwzględnione przedsięwzięcia indywidualne, jakimi są na przykład dwa, trzy panele dachowe. Jest wprawdzie idea prosumencka, czyli odsprzedawania przez indywidualnego odbiorcę energii do sieci, ale rzecz na poziomie idei właśnie bytuje. Natomiast zawodowej energetyki słonecznej zwyczajnie nie ma. A co z pozostałymi OZE? - wypada tu nieśmiało zapytać. Ano dynamika ich rozwoju szybko w ostatnich latach maleje. Przecież to niemożliwe.

A właśnie, że możliwe. Tempo rozwoju OZE załamało się po osiągnięciu apogeum w roku 2012 (wzrost o 1334 MW w stosunku do poprzedniego roku). W roku 2013 było to jeszcze 1094 MW, w 2014 już tylko 518 MW, zaś w trzech kwartałach roku bieżącego 490 MW. Rzeczywisty wzrost przeżywa już tylko energetyka wiatrowa. Elektrownie na biomasę i biogazownie rosną w tempie minimalnym, natomiast energetyka wodna jest w stanie absolutnej stagnacji.

OZE w bilansie energetycznym kraju mają swoje miejsce. Ich udział (ok 10% w roku 2013) jest ważny, ale okupiony zbyt wielkimi kosztami, szczególnie w zakresie buforowania źródeł odnawialnych źródłami konwencjonalnymi oraz rozbudowy infrastruktury sieciowej. Nowym otwarciem powinno być wsparcie rozwoju energetyki rozproszonej, opartej głównie na mikroinstalacjach, bilansowanie energii na poziomie gmin lub związków gmin, wreszcie tworzenie gminnych mikstów energetycznych. W tym przypadku małe jest piękne. Jeżeli zaś komuś śnią się hektary pod szkłem (paneli PV) i lasy wiatraków (stal, aluminium i beton), to na pewno nie jest ekologiem.

Polska polityka energetyczna powinna zostać teraz gruntownie zreorientowana, również w kontekście działań wspólnotowych oraz podjętych dotychczas zobowiązań międzynarodowych. W roku 2014 Polska po raz pierwszy stała się importerem energii netto. To jest znaczący fakt, który świadczy o zagrożeniu dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. 

vitello
O mnie vitello

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka